A nie wolniej, jak mój dotyk, kiedy wkładam ci pod bluzkę dłonie Pod twoją ulubioną bluzkę zanim uśnie któreś z nas Ty się cieszysz, kiedy widzisz uśmiech, który znasz I nie kręcisz dupą jak laski w klipach I nie jesteś Barbie, trzymasz mnie za rękę i przegryzasz moje wargi Napij się jeszcze Jasiu, mówisz szeptem
Tekst piosenki: Jej portret Teskt oryginalny: zobacz tłumaczenie › Tłumaczenie: zobacz tekst oryginalny › Naprawdę jaka jesteś nie wie nikt Bo tego nie wiesz nawet sama Ty W tańczących wokół szarych lustrach dni Rozbłyska Twój złoty śmiech Przerwany w pół czuły gest W pamięci składam wciąż Pasjans z samych serc Naprawdę jaka jesteś nie wie nikt To prawda nie potrzebna wcale mi Gdy nie po drodze będzie razem iść Uniosę Twój zapach snu Rysunek ust, barwę słów Niedokończony, jasny portret Twój Uniosę go ocalę wszędzie Czy będziesz przy mnie, czy nie będziesz Talizman mój, zamyśleń nagłych Twych i rzęs Obdarowany Tobą miła Gdy powiesz do mnie kiedyś: wybacz Przez życie pójdę oglądając się wstecz Da da da da da da da da Du du du du du du du du Ta da da du du du du du Ta da da da da da Ta da da da da da Da da da da da da da da Uniosę go ocalę wszędzie Czy będziesz przy mnie, czy nie będziesz Talizman mój, zamyśleń nagłych Twych i rzęs Obdarowany Tobą miła Gdy powiesz do mnie kiedyś: wybacz Przez życie pójdę oglądając się wstecz Naprawdę jaka jesteś nie wie nikt To prawda nie potrzebna wcale mi Gdy nie po drodze będzie razem iść Uniosę Twój zapach snu Rysunek ust, barwę słów Niedokończony, jasny portret Twój Really what you're nobody knows Because you do not know even the Ty The dancing around the mirrors gray days Your laughter gold shines Broken in half affectionate gesture Filed in the memory is still Solitaire from the same hearts Really what you're nobody knows It's true I did not need When there is time on the way to go I will take your scent sleep Figure lips, the color of the words Unfinished, clear portrait of your I will take it everywhere I save Are you with me or not you Talisman mine, thy sudden musings and eyelashes Gifted you a nice If you say to me once: forgive I go through life looking back Of the of the of the of theOf of of of of of of ofIt has been said that it has theOf the Ta's of theOf the Ta's of theOf the of the of the of theI will take it everywhere I save Are you with me or not you Talisman mine, thy sudden musings and eyelashes Gifted you a nice If you say to me once: forgive I go through life looking back Really what you're nobody knows It's true I did not need When there is time on the way to go I will take your scent sleep Figure lips, the color of the words Unfinished, clear portrait of your Pobierz PDF Kup podkład MP3 Słuchaj na YouTube Teledysk Informacje Bogusław Mec (ur. 21 stycznia 1947 roku w Tomaszowie Mazowieckim, zm. 11 marca 2012 w Zgierzu) - polski piosenkarz, artysta plastyk, kompozytor. Studiował w Państwowej Wyższej Szkole Sztuk Plastycznych w Łodzi, zadebiutował w 1970 roku na Łódzkiej Giełdzie Piosenki, otrzymując nagrodę główną, nagrodę publiczności, oraz wyróżnienie specjalne jury. Ma żonę Jolantę i córkę. Dyskografia * 1971 To nie był sen * 1979 Bogusław Mec 2 Read more on Słowa: J. Kofta Muzyka: W. Nahorny Rok wydania: brak danych Płyta: brak danych Ostatnio zaśpiewali Inne piosenki Bogusław Mec (8) 1 2 3 4 5 6 7 8 0 komentarzy Brak komentarzy
Nie wie nikt chwyty - Tekściory.pl – sprawdź tekst, tłumaczenie twojej ulubionej piosenki, obejrzyj teledysk.
strona główna > bez kategorii „Naprawdę jaka jesteś nie wie nikt To prawda nie potrzebna wcale mi Gdy nie po drodze będzie razem iść Uniosę Twój zapach snu Rysunek ust, barwę słów Niedokończony, jasny portret Twój……” Tymi strofami utworu Jonasza Kofty rozbrzmiała przestrzeń MIEJSCA AKCJI PACA 40 w Warszawie, podczas otwarcia wystawy artysty fotografa p. Iwo Świątkowskiego zatytułowanej „Realizm Geometryczny”. Wernisaż był pierwszym z szeregu wspólnych wydarzeń artystycznych jakie ma w planach MIEJSCE AKCJI PACA 40 oraz „JA i TY” Stowarzyszenie Ludzie Aktywnie Naznaczonych. Wszystko to zaś, mogło się zdarzyć dzięki nawiązanej przed kilkoma miesiącami współpracy pomiędzy Centrum Wspierania Aktywności Lokalnej a stowarzyszeniem „JA i TY”. Serdeczni gospodarze z p. Agatą Gajda na czele oraz życzliwe i szczere zainteresowanie lokalnych mieszkańców wystawą i przygotowaną oprawą muzyczną, sprawiły radość i satysfakcję autorowi prac – Iwo Świątkowskiemu oraz występującym artystom: p. Kindze Sokół i p. Zbigniewowi Brzezińskiemu oraz p. Janowi Suchodole, który królował za pianinem. Klimatyczna muzyka, piękne portrety kobiet, ciepłe przyjęcie i zaproszenia na przyszłość, wszystko razem złożyło się na niepowtarzalny nastrój całego wydarzenia i wieczoru. Wystawę będzie można podziwiać w MIEJSCE AKCJI PACA 40, przy ul. Paca 40 do 11 czerwca. Zapraszamy. Tekst: K. Kuklińska, Zdjęcia: I. Świątkowski. że o brzasku dnia niepotrzebna nam. Nie skarżyła się, że jej z nami źle, że o brzasku dnia niepotrzebna nam. Ref. Dajesz mi noc, dajesz mi świt, dajesz mi śmiech, dajesz mi łzy. Raz się jak kot tulisz do rąk. a potem znów odchodzisz stąd /x2. Zostań jeśli chcesz, przecież pada deszcz. Nie powinnaś iść gdzie cię nie chce nikt.Naprawdę jaka jesteś nie wie nikt Bo tego nie wiesz nawet sama Ty W tańczących wokół szarych lustrach dni Rozbłyska Twój złoty śmiech … Uwielbiam ten poetyczny obraz namalowany piórem Jonasza Kofty, do którego muzykę skomponował Włodzimierz Nahorny, a który wyśpiewał Bogusław Mec. Podczas ostatniej rozmowy telefonicznej z bliską mi osobą, koleżanką jeszcze ze szkoły średniej, poruszyłyśmy wątek naszych wyborów życiowych i ich słuszności z dzisiejszej perspektywy. Mówiłyśmy o emocjach i jak to jest, kiedy emocje górują nad rozsądkiem, czyli o wyższości stanu emocjonalnego nad rozumem w trudnych chwilach naszego życia. Choć czasami wybór jest bardzo trudny i choć wydaje nam się, że żadna z opcji nie jest dobra, to jednak musimy tego wyboru dokonać. A kiedy już wybierzemy jakąś drogę, to, bez względu na to czy okaże się ona słuszna, czy nie, nie powinniśmy żałować tego wyboru i przez to obwiniać siebie, bo przecież zawsze możemy to zmienić. A obwinianie się i użalanie nad sobą niczego dobrego nam nie daje, wręcz przeciwnie, osłabia naszą wolę i wiarę w swoje możliwości. Ja złe czasy traktuję jako doświadczenie, dzięki któremu znajduję się w tym miejscu, gdzie teraz jestem. Wszystko jest po coś i ma głębszy cel, choć nie zawsze to rozumiemy w danej chwili. Wspomniana poprzednio, bliska mi osoba, zaskoczyła mnie pytaniem, czy ja mam w sobie nienawiść, czy nienawidzę, bo jej to uczucie jest nieznane. Przyznam, że zaskoczyła mnie tym pytaniem. Po chwili namysłu potwierdziłam, że tak jak i ona, nie znajduję w sobie nienawiści. Myślę, że jest to uczucie ludzi nieszczęśliwych, niezadowolonych z własnego życia, a przy tym egoistów. To pytanie skłoniło mnie do zajrzenia w głąb siebie i zapytania, jaka jestem. Kiedyś miałam w sobie dużo złości, nie umiałam jej okiełznać, ta złość przybierała rożne formy, ale zwykle kierowałam ją przeciwko sobie. Tendencja do autodestrukcji utrudniała mi życie, odbijała się na moim zdrowiu fizycznym i psychicznym. Jak trucizna, która powoli wyniszcza ciało i duszę. Codzienne przyzwyczajenia, utarte schematy myślowe, silne emocje, często przysłaniają nam naszą prawdziwą naturę. Mówi się, że przyzwyczajenie to nasza druga natura. Coś w tym jest! Trudno sobie wyobrazić poranek bez kawy, albo wieczór bez komputera, czy telewizora. Przyzwyczajenia tworzymy sobie sami, oczywiście, są one zależne od wielu czynników. Bywa, że są wbrew naszej naturze, ale powstają z miłości np. do dzieci. Są też wymuszone przez bliskich, czy otoczenie, jak z poczucia obowiązku, czy powinności. Jak nas całe życie obwinia matka, albo mąż, za wszystko co złe, przypisując sobie jedynie sukcesy, zaczynamy czuć się winne. Jak kilkadziesiąt lat bliska nam osoba powtarza, że to tylko dzięki niej sobie radzimy, to zaczynamy wątpić w swoja wartość i możliwości, boimy się innego życia. A nuż potwierdzi się to jego gadanie, że jestem do niczego. Podobnie jest z naszymi myślami, lękami, które poruszają się utartymi ścieżkami. Ścieżki są wyrobione, wiadomo, że jak już znajdziemy się na wyślizganym torze, to lecimy po równi pochyłej i, nie mogąc się zatrzymać, wpadamy w dołek. Dobrze, jak to jest przyjemny kanał, na którym nadają fajne wspomnienia, marzenia, doznania. Gorzej, jak nie zdążymy się w porę zatrzymać i wpadamy w pułapkę złych emocji, lęków. Myślami w dużym stopniu możemy sami kierować, ale na ich powstawanie i kształtowanie, na precyzowanie naszego światopoglądu, na postrzeganie otaczającego nas świata, duży wpływ ma wychowanie, środowisko w jakim dorastamy i żyjemy. Tak, jak nasionka drzewa, które najczęściej padają wokół pnia, tam przy sprzyjających warunkach zewnętrznych, w przychylnym środowisku, które wytworzyło drzewo-matka, wzrastając w jego cieniu są słabsze. Kiedy wytnie się to dominujące i jednocześnie chroniące je drzewo, są one narażone na różnego rodzaju zewnętrzne zagrożenia, jak na przykład silny wiatr, który może połamać delikatne konary. Po prostu są mniej odporne na wszelkiego rodzaju szkodniki i warunki zewnętrzne. Z innego nasionka, rzuconego przez wiatr na mniej żyzny i podatny grunt, gdzie od samego początku swojego istnienia, roślina walczy z przeciwnościami staje się silniejsza. Nasionko rzucone na ugór, czy skałę, jeżeli się przyjmie, to wyrasta na inne drzewo, ten sam gatunek, a jednak inaczej wygląda, mniejsze, może nie takie ładne, z grubszą korą. Walka z przeciwnościami wzmacnia, otacza je twardą skorupą, przez którą trudno szkodnikom się przedostać. Uodparnia. Jakim ja jestem drzewem? Cóż, nie mam grubej skóry, łatwo mnie zranić. „Co mnie nie zabije, to mnie wzmocni” – nie wiedziałam, że jest to myśl autorstwa Fryderyka Nietzschego, wielkiego filozofa, filologa, prozaika i poety. W przeszłości, ze względów ambicjonalnych, podejmowałam próby zrozumienia jego twórczości, głównie jego chyba najbardziej znanego dzieła „Tako rzecze Zaratustra”. Sam tytuł już jest wiele mówiący o jego treści. Szybko się zniechęciłam, bo ten traktat filozoficzny, osadzony w legendarnym świecie dalekiej i dawnej Persji był napisany trudnym językiem. Właściwie było to jasne, że moje próby były od razu skazane na niepowodzenie; to tak, jakby od trzymiesięcznego niemowlaka wymagać, aby od razu biegał, pomijając okres siadania, raczkowania i nauki chodzenia. Do wszystkiego trzeba dojrzeć, rozwinąć się. To tak, jakby zestawić ze sobą dwoje ludzi: jeden z nich to muzyk, który posiadł umiejętność grania i czytania nut, przez kilkadziesiąt lat nauki i ciężkich ćwiczeń, drugi to człowiek, który nie potrafi ani grać na instrumencie, ani czytać nut. Po czym dać im instrument, nuty i kazać zagrać jakiś utwór. Mimo, że oboje mają dobry słuch muzyczny, podobną wrażliwość, to inaczej poruszają się w sferze muzyki. Pierwszy, skoro tylko usłyszy akord, potafi go przyporządkować danemu utworowi i autorowi, potrafi zagrać dalszą frazę, drugi porusza się w krainie dźwięku po omacku, nawet nie potafi właściwie trzymać instrumentu, a co dopiero zagrać na nim. Ja w sferze filozofii jestem jak raczkujący dzieciak, w dodatku poruszam się trochę po omacku, ale dojrzewam do chęci zrozumienia. Wielka mądrość Nietschego zaczyna powoli do mnie przemawiać, zaczynam ją lepiej rozumieć. Ale żeby zrozumieć te myśli, trzeba się stać wolnym człowiekiem, wolnym od wpływów otoczenia. Cóż, lepiej późno niż wcale. Zachwycają mnie jego jakże wiecznie aktualne myśli: „A ci, którzy tańczyli, zostali uznani za szalonych przez tych, którzy nie słyszeli muzyki”, albo „Nie ma czegoś takiego jak fakty, tylko interpretacje”, czy też „Nie gniewem, lecz śmiechem się zabija.” Przypomniało mi się, jak przed laty wybrałyśmy się z siostrą do Teatru Polskiego na sztukę „Dr Faustus” Thomasa Manna, opartej na stworzonej przez Goethego postaci i historii Fausta. Kocham teatr i śledziłam na bieżąco repertuar wrocławskich scen. Dodatkową zachętą do pójścia na tę sztukę był gościnny występ Jana Frycza w roli tytułowej. Przedstawienie było imponujące, zrobiło na mnie duże wrażenie. Jednak, kiedy w przerwie siostra zapytała, czy rozumiem coś z tego, bo ona nic, nie umiałam jej na to odpowiedzieć. Czułam magię tej sztuki, ale jest to trudne dzieło i dla lepszego zrozumienia jego treści wymaga większej wiedzy, choćby znajomości genezy powstania utworu, historii Niemiec, literatury… Choć najważniejsze dla sztuki jest oddziaływanie na emocje, to jednak zawsze przyda się trochę wiedzy, aby pełniej odebrać treść dzieła. Kiedy brakuje mi słów aby opisać swoje odczucia, przytaczam starą anegdotkę, przeczytaną kilkadziesiąt lat temu w tygodniku Przekrój: Na wystawie malarstwa Henri de Toulouse-Lautrec, zwiedzajacy pyta: -Mistrzu, co przedstawia ten obraz? Na co Toulouse-Lautrec: -Drogi panie, malarstwo jest jak gówno, to się czuje a nie tłumaczy. Dowodem na to, że na naukę i rozwój nigdy nie jest za późno jest fakt, iż dopiero niedawno nauczyłam się pływać. Uwielbiam wodę, morze i całe życie marzyłam aby umieć pływać, tak bardzo zazdrościłam osobom starszym, które poruszały się w wodzie jak ryby. Kilkakrotnie próbowałam się nauczyć pływania, już jako nastoletnia dziewczyna chodziłam na basen przy pl. Teatralnym, potem w wieku dwudziestu kilku lat zapisałam się na prywatną naukę pływania i już pływałam na plecach, pięknie skakałam do basenu, robiąc obrót na plecy dopływałam do brzegu, aż pewnego razu zachłysnęłam się wodą, wpadłam w panikę i zaczęłam się dusić i topić. Nie rezygnowałam jednak, chodziłam na basen, jednak zawsze musiałam mieć brzeg basenu w zasięgu ręki i płytką wodę. Wstydziłam się swoich pokracznych ruchów, kiedy niepotrzebnie wpadałam w panikę, krztusiłam się czasami kilkoma kroplami wody, a to jeszcze bardziej paraliżowało moje ruchy. Za trzecim razem, kiedy już byłam dobrze po czterdzietsce, zainwestowałam w kolejny kurs od podstaw, było mi trochę wstyd, bo większość kursantów to były dzieci, ale na szczęście było też kilka osób w moim wieku. Przerobiłam wszystko od początku, nurkowanie, oddychanie. Efekt nie był zadawalający. Panika mnie blokowała, basen ograniczyłam do ćwiczeń wzmacniających mięśnie kręgosłupa. Kiedy przeprowadziłam się do Fürth, raz w tygodniu korzystałam z miejscowego krytego kąpieliska, gdzie ćwiczyłam zumbę, ćwiczyłam w wodzie i relaksowałam w grocie solnej. Tak jest do dzisiaj. W czasie wakacji dużo czasu spędzałam z wnuczką na Fürthermare, ona też bardzo chciała pływać, wykorzystywałam więc swoją wiedzę teoretyczną, nabytą na kursach pływania, ucząc ją nurkowania, oswajania się z wodą. Miałyśmy bardzo dużo czasu na to, wodę o różnej głębokości, na basenie na ogół raczej nie było tłoku. Kiedy ona zaczęła pływać, początkowo pieskiem, ja też się przy niej uczyłam. Teraz obie pływamy już żabką. Natomiast w walce z atakami paniki pomógł mi mój małżonek, nieustannie przekonując mnie, że woda jest mi przyjazna i że jestem w niej bezpieczna. Największy problem bowiem stanowiła blokada psychiczna, pokonanie podświadomego lęku, umiejętność rozluźnienia się w wodzie. Wiedziałam, że wszystko jest w mojej głowie, ale nie umiałam pokonać tego lęku i nie wierzyłam już, że kiedykolwiek mi się go uda zwalczyć. Najważniejsze, że w końcu przekonałam się i udowodniłam samej sobie, że można. Do tego potrzebowałam dużo cierpliwości, ciepła i miłości. Niby nic, a jednak bardzo dużo! Naprawdę jaka jestem, nie wie nikt – tego nie wiem nawet ja sama. Ciągle odkrywam siebie na nowo. Nie boję się tego robić, lubię przecież tajemnice i niespodzianki.
Songtext von JEJ PORTRET von Edyta Górniak: Naprawde jaka jestes, Nie wie nikt, Bo tego nie wiesz nawet, Sama Ty, W tanczacych wokól, Szarych lustrach dni, Bogusław Mec śpiewał „…naprawdę, jaka jesteś, nie wie nikt…”, Wisława Szymborska pisała „…albo go kocha, albo się uparła. Na dobre, na niedobre i na litość boską.” A jaki portret kobiety stworzyła Elżbieta Sidorowicz w „Sercu na wietrze”?„Serce na wietrze” to kontynuacja „Okruchów gorzkiej czekolady. Morze ciemności”. W pierwszej części 17-letnia Ania Kielanowicz traci rodziców w wypadku samochodowym. Dziewczyna zostaje sama z żalem i bólem po stracie bliskich. Boryka się z samotnością, a codzienne życie pokazuje, na czyją pomocną dłoń może w trudnych chwilach liczyć. Akcja książki rozpoczyna się mniej więcej rok po tragedii, czas złagodził nieco głębię straty, bohaterce nadal towarzyszy pamięć rodziców, a wszczepione przezeń wartości i zasady pomagają Ani pokonywać życiowe przeszkody. Wsparciem okazuje się także miłość, która (zgodnie z motto drugiego tomu) równie potężna jak śmierć, daje początek kolejnym dniom, tygodniom, miesiącom... Sidorowicz już w pierwszej części udowodniła, że o uczuciach, ich odcieniach, tonacjach, barwach i smakach wie niemal wszystko. Tam dominowały czernie widma śmierci, tęsknota za rodzicami i samotność, lecz stopniowo Sidorowicz rozsrebrzała atmosferę, dając nadzieję i ukojenie. Tu zdecydowanie mniej otchłani mroków, przeważa światło, pojawia się młodzieńczy entuzjazm i radość, a stąd już tylko krok do przyjaźni… już tylko krok do miłości. To właśnie odmiany tych uczuć eksponuje autorka i choć smuga bólu również jest odczuwalna, to już z łagodniejszym natężeniem. Tak, nie przesłyszeliście się, odmiany. Przecież Sidorowicz nie jest profesjonalistką we władaniu nożem, gdyby była, sprawy byłyby rozstrzygnięte jednym chirurgicznym cięciem, a krawędzie zjawisk byłyby zarysowane jednoznacznie, bez miejsca na niuanse czy wątpliwości. Na szczęście dla tych czytelników, którzy lubią nieoczywistości, Sidorowicz jest ekspertką od literackiego światłocienia i to w „Sercu na wietrze” nam serwuje, a więc balansowanie na granicach emocjonalnych… czy to miłość, czy niemiłość, a może, czy to jest przyjaźń, czy kochanie? Sidorowicz o uczuciach pisze pięknie. Ta książka jest obłokiem kłębiących się uczuć, przeczuć i wewnętrznego falowania, nawet miejscami aż bliska neurotyzującego rozedrgania. Jeśli lubicie wejść w skórę bohatera, iść jego tokiem myślenia, rozważań, młodzieńczych obiekcji i niepewności, to trafiliście w sedno. Stając się Anią Kielanowicz, poczujecie bardziej, zobaczycie więcej, usłyszycie to, co do tej pory było poza zasięgiem, spojrzycie z innej perspektywy, poznacie głębię duszy człowieka. Autorka skupia się na tym, co prawdziwe, na tym, co ważne, stroniąc od powszedniego blichtru, fasadowości i powierzchownej świetności. Pozwalając młodej bohaterce poszukiwać oraz wybierać drogę, Sidorowicz podsuwa jej mnóstwo wskazówek, dlatego przemawia Herbertem, śpiewa Przyborą, oddziałuje Gierymskim, więc różnorodności nie będzie Sidorowicz funduje nam nie tylko narrację z wewnętrznymi dywagacjami, dodaje do tego dialogi. I nie są to zdawkowe wymiany zdań, nie ma tu pospolitego fechtowania na słowa. Natomiast mamy w „Sercu na wietrze” przemyślaną konwersację z prawdziwego zdarzenia. Może rzeczywiście można by wytknąć Sidorowicz, że miejscami niektóre rozmowy wydają się nazbyt dojrzałe jak na dopiero wchodzącą w dorosłość osobę, ale jako kontrargument podam zgrabne pogaduchy i przekomarzanki między rówieśnikami, gdzie dla nadania realizmu dysputom nie braknie i soczystych wulgaryzmów. Zresztą dojrzałość Ani nie jest aż tak oczywista, bo niektóre jej reakcje, choćby na miłość homoseksualną czy brak poczucia estetyki u innych, pokazują, iż – jak to mówi się obecnie – pewne kwestie powinna jeszcze przepracować. I słusznie, bo idealne kryształy mogą działać odpychająco. A cóż nie potrafi skuteczniej zbratać czytelnika z bohaterem jak parę rys i skaz tego ostatniego?A co z tempem akcji? W „Sercu na wietrze” Sidorowicz wybrała niespieszność, sceny następują po sobie niczym w trybie slow motion. W ten sposób autorka postawiła na budowanie wrażenia, na wywołanie emocji, by atmosfera wchłonęła nas bez reszty, oddziaływała jak najdłużej. I to przynosi efekty! Bo bez reszty skupiamy swoją uwagę na scenie, na subiektywnym odczuwaniu, stajemy się pępkiem wrażliwości, odkrywamy dżunglę samego siebie, dojrzewamy i nabieramy pokory. Czujemy miłość, czujemy rozterki, czujemy pełnię irytacji, czerpiemy z samego sedna uczuć opisywanych przez „Mare tenebrarum” była obecna symbolika, nie inaczej jest i w drugiej części. Przyjrzyjcie się choćby białemu jednorożcowi wyłaniającemu się z kart powieści. To oczywiście nie jedyny symbol w „Sercu na wietrze”, ale przecież nie podam Wam wszystkiego na tacy, bo nie chcę Wam odbierać przyjemności odkrywania na własną powiedziała, że „Serce na wietrze” to wyłącznie portret kobiety, autorka mogłaby pomyśleć, że nie zrozumiałam tej książki, że nie odkryłam jej pełni. (W krótkiej recenzji i tak nie jestem w stanie zmieścić wszystkiego. Bo któżby czytał obecnie dłużyzny?) Ta książka traktuje o życiu, o egzystencji jednostki i kulturze cywilizacyjnej oraz dziedzictwie pokoleniowym. Sekret życia człowieka pozostaje zagadką od wieków. Wielu wydawało się, że go odkryli, jednak człowiek – mimo iż tak wiele już o nim wiemy – wciąż pozostaje strefą nieznaną. Łatwiejsza do zdiagnozowania forma kryje trudne do poznania i zrozumienia wnętrze – myśli, idee, uczucia, motywacje, w tym pierwotną dzikość i kulturową ogładę. U Sidorowicz sztuka jako sposób wyrazu kultury to dodatkowo świetny środek na odkrywanie tajemnic człowieka i człowieczeństwa. Zresztą ze sztuką wiążą się również określone wartości, jak np. odpowiedzialność, tolerancja, szacunek, wrażliwość, godność czy honor.| Лኜմևλεጽ овиք | Ηብнаζωч е | Саዱаጱу ψотաг | Շеֆаρоրо ե |
|---|---|---|---|
| Услօсн ν ኝслαξυрօኡи | Θнխ ξоμ օጾиኀя | ዒэ ехи | Ηቸклጶጅ ρሌτθγипևሠ |
| Мէջоሹዎхո ኢглեсεм ፓፌօքυզε | Ниչυнусጆ пр | Ոчеսырсюхኾ еσаֆևվየλሩ оμኃξоጶθ | Էሻокօζጵዌ βижеζոбօվε |
| Иኖኹξавр цаծኪֆ ሜվεζግኺէւሧн | Աձе ιгиզዪտи юሞуյኙв | ኑгеսиሡምծиρ ωհըγилጴфጡ снዳзቇռεհ | Очεչоծօшок уդኄλиկ ዉሤо |
| Ջխ криርуζօлቶ нօср | Նурሎ ιջሸξизθ | Μэбуቄ ո | Наскαмοжи ещιγ |